wtorek, 14 sierpnia 2012

Miyo Nailed It - 10 Nude


Dzisiaj pazury!
Lakier to MIYO Nailed It w kolorze 10 Nude.
Lakier ma pojemność 8ml, nie pamiętam ile dokładnie kosztował, ale cena lakierów Miyo jest bardzo przystępna (chyba ok 5zł)
Kolor lakieru to taka ciepła, mocno rozcieńczona brzoskwinia. Odcień jest dosyć pomarańczowy, nie do końca nazwałabym to kolorem "nude", a przynajmniej nie w kontraście z moją skóra. Krycie jest dosyć kiepskie, potrzeba ok 3 warstw.
Lakier nie smuży, czas wysychania w normie, ale to lakier typu "wyglądam na suchy, czekam tylko aż w coś uderzysz"...
Wykończenie jest ciekawe. Lakier zdaje się nie mieć drobinek, ale jak przyjrzymy się buteleczce (zwłaszcza jeśli trochę postoi nieużywana) to zauważymy błyszczącą zawiesinę z drobinek. Trochę je widać na ostatnim zdjęciu. Na paznokciach są one zupełnie niewidoczne, ale to chyba dzięki nim lakier ma bardzo ładny połysk.
Pędzelek i buteleczka zupełnie normalne. Konfort malowania jest ok, pędzelkiem można łatwo manewrować, konsystencja nie przeszkadza w dokładnym pokryciu płytki paznokcia bez smug.
Nie wiem jak z wytrzymałością przy tym kolorze, bo szybko go zmyłam, po jakichś 2 dniach - i jeszcze nie było widać ubytków : ) 

Mam tylko 2 lakiery Miyo (ten, i piękny kolor Grape!), ale są bardzo w porządku : ) mocne 4+ za jakość w takim przedziale cenowym, i piękne kolory!




poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Alledrogeria.pl i zakupy z E.L.F.!

W końcu zebrałam się w sobie, i złożyłam zamówienie na stronie Alledrogeria.pl
Wybrałam same produkty E.L.F. i jest to moje pierwsze spotkanie z tą marką, od bardzo dawna chciałam coś od nich przetestować! Oto co zamówiłam:


Zdecydowałam się na 3 pędzle, róż i korektor. Sama przesyłka dotarła do mnie szybciutko (najtańsza opacja poczty polskiej). Zamówienie złożyłam w  piątek ok. południa, szybko zrobiłam przelew, tak że dotarł jeszcze przed 15 i tego samego dnia status mojego zamówienia został zmieniony na "Wysyłka" : ) Przeczekałam weekend, i dzisiaj, w poniedziałek, z samego rana, paczuszka wylądowała u mnie. Na sprawne wykonanie zamówienia narzekać nie mogę :D


Zaczynając od pędzli - każdy kosztował mnie 7,50 (śmieszna cena, jak za pędzle...). Kupiłam blending brush, smudge brush oraz bronzing brush - pędzel do rozcierania, smużenia i bronzera, czyli po prostu skośny pędzel do konturowania. Włosie jest bardzo przyjemne, pędzle same w sobie dosyć ciężki, za sprawą solidnej rączki. Niestety jak widać na zdjęciu największy z pędzli, mimo dodatkowej osłonki, był chyba źle zapakowany (w firmowe opakowanie E.L.F., nie w paczkę wysyłkową) i parę włosków się odkształciło... Mam nadzieję że po umyciu wrócą na swoje miejsce.
Nie mogę się doczekać, żeby je wypróbować! : )
A oto kilka zbliżeń:

Duży pędzel jest dosyć płaski, i bardzo miękki - odwrotnie do mojego pędzla z Ellite, którego dość topornie mi się używa... Jest zbyt gęsty i zbyt sztywny.

Róż to E.L.F. Natural Radiance Blusher w kolorze Innocence. Kolor super, ale róż jest naprawdę malutki (2g) i opakowanie jest tragiczne, mam spory problem z jego otwieraniem... Na buzi jeszcze nie testowałam, nawet nie próbowałam na nim pędzla, mam nadzieję że sam kosmetyk się sprawdzi : ) Róż kosztował również 7,50

I korektor, All Over Cover Stick a kolorze Apricote Beige (Fair). Kolor najlepiej oddaje zdjęcie po prawej. Sam korektor ma 4g, kosztował 7,50, jest bardzo kremowy! Kiedy delikatnie go wykręciłam z opakowania wierzch jakby się skruszył (środkowe zdjęcie), co mnie zdziwiło bo naczytałam się o jego kremowej konsystencji, ale wystarczyło tknąć go palcem (zdjęcie z prawej) żeby się przekonać, że faktycznie jest super kremowy : ) 
Korektora również nie testowałam na buzi (w ogóle się dzisiaj nie mam zamiaru malować, o!) ale patrząc na swatch na ręce, widzę całkiem przyjemne krycie : ) 


Gratis - E.L.F. jest firmą nie testującą na zwierzętach a ich produkty są z tego co mi wiadomo wegańskie, no i wspierają działania charytatywne. Ja weganką nie jestem, ale zwierzątka bardzo lubię, wpieram akcje charytatywne, więc chwałą im za dbanie o takie rzeczy!


Dam znać, jak nowe zdobycze sprawują się w akcji! : ) 



środa, 8 sierpnia 2012

Trochę miłości dla paznokci! oraz CATRICE Dirty Berry 420

Pisanie bloga to chyba nie na moją cierpliwość, co widać po częstotliwości notek :D Ale na dzisiaj mam dla was prawie że referat o mojej pielęgnacji paznokci!


Tak obecnie wyglądają moje pazury. Żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia jak wyglądały kiedyś, bo różnica jest ogromna, i w wyglądzie, i w kondycji. (z drugiej strony wyglądały tak tragicznie że nie ma się co dziwić, nie nie robiłam im zdjęć, nie było się czym chwalić :D). Nigdy nie nosiłam tipsów, żelów i innych cudów. Moje paznokcie były naturalnie dosyć słabe, co objawiało się głównie w rozdwojonych końcówkach. Później dodatkowo załatwiłam je częstym malowaniem paznokci, bez żadnego podkładu. Paznokcie miałam więc słabe, pożółkłe od lakierów, rozdwojone, i dość miękkie, nawet najmniejsze uderzenie powodowało złamania i uszkodzenia, więc o takiej długości jak teraz mogłam tylko pomarzyć.

A więc - czego obecnie używam?


Oto i cały zestaw. Plan działania jest prosty - najpierw zmywanie poprzedniego lakieru, później olejek/maska na paznokcie, następnie piłowanie i nadawanie kształtu, no i ostatecznie - nowy lakier.

Obecnie używałam zmywacza z ISANY, z ekstraktem z migdałów. Lubię ten zmywacz, radzi sobie nawet z ciemnymi i brokatowymi lakierami, zmywa dokładnie, i nie wysusza paznokci. I co również jest na duży plus - bardzo przyjemnie pachnie : ) nie tak dusząco, jak większość zmywaczy.

Po zmyciu lakieru dokładnie szoruję paznokcie szczotką do paznokci i zwykłym mydłem. Zmywam resztki zmywacza oraz kolorowe zacieki i plamy, które czasem tworzą się na palcach przy zmywaniu ciemnych kolorów. Paznokcie szoruję w ciepłej wodzie - zmiękcza to skórki, które częściowo usuwają się dzięki szczotkowaniu, a jeśli dalej są mocno widoczne - odsuwam je przy pomocy metalowej szpatułki (???nie mam pojęcia jak to nazwać!). Nie używam cążek do skórek, ani specjalnych preparatów do ich rozpuszczania, bo nie widzę u siebie takiej potrzeby.


Poraz na odżywienie paznokci - czyli maski/olejki. Tutaj w zależności od tego ile mam czasu, i jak głośno odzywa się moje lenistwo, stosuję różne sposobów.
- maska wybielająca - najwięcej z nią zabawy. Mieszamy pastę do zębów (obojętnie jaką i nie przejmujcie się kolorem pasty, niebieska również się sprawdzi) i sok z cytryny. To dwa podstawowe składniki, ale ja dodaję również olejek z Alterry, migdały i papaja, oraz olejek rycynowy. Wszystko mieszamy i nakładamy na paznokcie przy pomocy patyczka kosmetycznego lub starego pędzelka. Warto nałożyć maskę również na wewnętrzną stronę paznokcia. Zostawiamy na ok 15 minut, aż pasta zaschnie, i dokładnie zmywamy. Efekt nie będzie może natychmiastowy, ale po 3-4 razach paznokcie będą wyglądać o wiele lepiej : ) 
- same olejki - lepszy efekt przynosi sam olejek rycynowy, lub zmieszany z tym z alterry. Zostawiam go na paznokciach na ok pół godziny, a później zmywam. Często robię to przed szorowaniem pazurków szczoteczką, co dodatkowo pomaga przy pozbywaniu się skórek. Sam olejek z Alterry, mimo że go uwielbiam, na wszystko!, to na paznokciach nie daje olśniewających efektów. Raczej polecam wetrzeć go w skórę dłoni


Piłowanie!
Na zdjęciu od dołu:
- metalowa "szpatułka" którą odsuwam skórki i oczyszczam spodnią część paznokcia, na wypadek gdyby cokolwiek tam zostało po szczotkowaniu ; ) 
-pilnik papierowy i szklany - pilnik szklany kupiłam niedawno, zachęcona przez Nieesia25 i na razie użyłam go raz. Czy jest różnica przy używaniu szklanego, czy papierowego - napiszę wam za jakiś czas. Pilnik papierowy to zwyklak nad zwyklaki, kupiony w rossmannie za grosze. Paznokcie piłuję na płasko, lekko spiłowane po bokach.
-polerka - najbardziej zdradliwy przyrząd do paznokci. Kiedyś używałam polerki za każdym razem, kiedy zmywałam lakier, aż w końcu ktoś mnie uświadomił jak bardzo osłabia to paznokcie. Ta na zdjęciu to polerka z Essence i niespecjalnie ją lubię... Ziarnistość jest bardzo źle dobrana. Wcześniej miałam rossmannową polerkę, z 3 fazami, a nie 6 jak ta z essence, ale spisywała się o wiele lepiej. Tej używam teraz tylko do wyrównania brzegów po spiłowaniu pilnikiem. Rzadko kiedy stosuję wszystkie 6 stron na powierzchni całego paznokcia.


I na koniec - mój absolutny fenomen kosmetyczny. Odżywka diamentowa z Eveline.
Sporo osób ją odradza, bo posiada jakieś szkodliwe związki, które powodują że paznokcie początkowo się bronią, robią mocniejsze. Później - poddają się i jest jeszcze gorzej niż było. U mnie się to na szczęście nie stało - ten produkt to miód na moje paznokcie :D Tylko początkowo stosowałam ją jak zalecał producent - dokładałam warstwy przez 3 dni i zmywałam. Teraz nakładam ją zawsze, po 2 warstwy, pod każdy lakier. Przedłuża ona trwałość lakieru, poprawia kondycję paznokci, utwardza je, wzmacnia, nadaje ładny, jasny kolor, wygładza płytkę. No po prostu nie umiem bez niej już żyć! : )
Wszelakie pozostałe zabiegi jakim poddaje moje paznokcie są tylko dodatkiem do działania tej odżywki. Kiedy postanowiłam w końcu zabrać się za swoje szpony to była pierwsza rzecz w jaką zainwestowałam (zachęcona opiniami z wizaz.pl). I zaczęły dziać się cuda! Zachęcona taką poprawą kondycji swoich paznokci zaczęłam stosować również inne zabiegi bo w końcu zaczęły one przynosić efekty.

Na koniec, gratis, zdjęcia pomalowanych pazurków. Lakier to nowy nabytek z CATRICE, Dirty Berry. Piękności <3 mimo że końcówki wytarły się po 2 dniach... Jednowarstwowy, szybko wysychający.